Lipiec 2020: obrona, przeprowadzka, pikniki
Niemal zawsze mam wrażenie że nic nie robię. Że dni zlewają mi się w 
jeden, a życie przepływa koło mnie. A tu się okazuje że lipiec miał całkiem sporo miłych i przełomowych (no halo, jestem Bohaterką Kirkwall) momentów. 
- Chillowałam na drewnianym pomoście nad Odrą z mini grillem który nie chciał się rozpalić
 
- Obroniłam dyplom filolożki!
 
Zabawne uczucie, myślałam że tyle się zmieni, a nie zmieniło się zupełnie nic. Sama obrona trwała 5 minut, nie była taka straszna, mimo że 1,5h przed planowanym czasem. Później świętowaliśmy w tajskiej restauracji a pod wieczór opiłyśmy to z przyjaciółką. Było miło, polecam obrony, 10/10.
- Przeszłam Dragon Age 2 (tak, to również ważna sprawa) 
 
- Zdałam egzaminy wstępne na UE
 
- Byłam na randce w peruwiańskiej knajpce
 
- Zakończyłam przeprowadzkę, która trwała tydzień, tuż przed wyjazdem na wakacje
 
- Zrobiłam antyparapetówkę z ludźmi których lubię  
 - Po raz pierwszy od czterech lat mam wannę!
 
- Zbierałam wiśnie na działce
 
- Miałam rozmowę o pracę w McKinsey'u
 
- Miałam też atak paniki
 - Dostałam propozycję prowadzenia zajęć na zastępstwo
 
- Spędzałam dużo czasu z tymi pannami
 
- Upiłam się połową butelki wina, brawo ja
 - Wybraliśmy się na wycieczkę rowerową za Opatowice, mieliśmy double date i pyszną carbonarę 
 
Także tak. Lipiec był fajny. 





0 komentarze