Zmiana kierunku po licencjacie - z filologii na zarządzanie?

Case studies zamiast wejściówek ze słówek,
projekty grupowe zamiast esejów. Ma to sens?

Jeszcze nie wiem. Ale się dowiem i wtedy na pewno dam znać.


W moim przypadku decyzja o zmianie studiów nie była łatwa. Filologia rosyjska to coś, w czym jestem dobra. Nauka szybko wchodzi mi do głowy, kocham ten język, nie mam problemu z czytaniem dużej ilości lektur, egzaminy z gramatyki zdawałam bez problemu. Przez trzy lata wykręcałam bardzo wysoką średnią i dostaję stypendium rektora. Problem w tym, że na rynku pracy nic mi to nie daje. Jeśli poświęcę dwa lata na kontynuowanie tego, będę w tym samym miejscu co teraz. Nie chcę mieszkać w Polsce, nie mam zamiaru zostać tłumaczką przysięgłą - bez wchodzenia w szczegóły, bo zacznę tyradę - więc to po prostu nie ma sensu. 


Ok, więc nowe studia, tak jak mówi głowa. Magisterka z zarządzania.

Egzaminy wstępne zdane, legitymacja odebrana, jestem na grupie na fb, zaczynam w poniedziałek.


Ekscytacja: robię coś ze swoim życiem! Zerkam na sylabusy, wypożyczam książki by nadgonić materiał z I stopnia. Trochę jak w szkole przed początkiem września: ładne zeszyty i zakreślacze, które przy nauce zdalnej zamieniają się po prostu we względnie uporządkowany dysk google.

Lęk: a co, jeśli mi się to nie spodoba? Jeśli stracę kolejny rok? Po co zmieniać coś, co dobrze działa? Mogłam przecież kontynuować filologię. Byłoby spokojnie, miło, bezpiecznie, ze znanymi wykładowcami i prowadzącymi. Bez nerwów, przecież wiem jak to wygląda. Boję się, że zapomnę języka, bo nie będę miała okazji go używać. Panikuję przez różnice do nadgonienia i całkowicie nowy dla mnie zakres materiału. No i to, co zawsze mnie stresuje: nowe otoczenie, nieznajomi ludzie, których nie poznam na żywo w najbliższym semestrze. 

Spróbuję. Dam znać. Zrobię kurs z języka biznesowego, by nie zapomnieć rosyjskiego. Będzie ok.

You Might Also Like

0 komentarze