Dla ukochanej dziewczyny, żony, mamy czy przyjaciółki. Garść prezentów, które chciałabym znaleźć pod choinką :)
Październik był pełen miłych drobnostek, które składały się na to, że z uśmiechem wspominam ten miesiąc.
Przeglądam swoje posty z listopada zeszłego roku,
i czuję, że bardzo chciałabym przytulić tamtą mnie.
Powiedzieć jej, że to, że się źle czuje, to wcale nie jest jej wina, że jeszcze będzie dobrze. Zacznie terapię, dostanie leki, i wszystko będzie się pomalutku prostować, każdego dnia coraz bardziej. Że nie jest swoimi myślami, że tworzenie czarnych scenariuszy nie uchroni przed nimi ani trochę, za to zabiera w cholerę energii i sił do życia. Że nie musi spełniać niczyich oczekiwań.
Mam w sobie zrozumienie dla tamtej siebie, i dla siebie samej teraz. Przecież jestem ciągle tą samą osobą. Dalej w niektóre dni czuję ukłucie lęku, myśląc o zbliżającej się jesieni i zimie, ale wiem teraz, jak sobie z tym poradzić. Rozplątać swoje myśli, spojrzeć na nie z boku, nazwać je. Przeformułować na racjonalne. Powiedzieć, że przecież nic nie szkodzi że się boję, każdy się czegoś boi. Ale że poradzę sobie z tym, tak jak umiem, i to będzie wystarczająco dobre.
Wiem, kiedy zwrócić się o pomoc. To właśnie dał mi tamten rok.
"Szukam czegoś, co mnie pocieszy. To dlatego otaczam się serialami, mnóstwem światełek, ładnie pachnącymi świeczkami, ciepłym kocem i stosem książek. Buduję coś w rodzaju fortu, schronienia przed światem, który ciągle czegoś ode mnie chce."
Tylko co, jeśli te drobne rzeczy przestają działać?